???? Artykuł pochodzi z gazety "Siedem Groszy — Dziennik ilustrowany dla wszystkich o wszystkim"
Data wydania: Niedziela 21 sierpnia 1938
Źródło: https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/124982?id=124982
Artykuł "odgrzebany" przez lokalnego miłośnika historii — Krzysztofa Stachowicza.
Serdecznie dziękujemy!
| Źródło: https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/124982?id=124982
"Ogródki Jordanowskie w Siemianowicach Śl." / Artykuł z 1938 r.
Ogródki Jordanowskie w Siemianowicach Śl.
"Rósł prawie w oczach ten najpiękniejszy Ośrodek Jordanowski na Śląsku. W sierpniu ub. r. przystąpiono do niwelacji leżących odłogiem poletek, dołów i zwalisk. Pracowali nad tym bezrobotni i szeregowcy z zastępczej służby wojskowej.
Równocześnie przystąpiono do budowy gmachu ośrodka oraz werand, które zdołano jeszcze ukończyć przed nadejściem zimy. Prace szły naprzód w bardzo szybkim tempie i oto w połowie maja ośrodek był nareszcie gotów. Bezużyteczny plac, wydzierżawiony od „Wspólnoty Interesów“, zamienił się we wspaniały ogród o trzech tarasowatych kondygnacjach, połączonych schodami cementowymi.
NOWOCZESNE WYPOSAŻENIE
Biały, długi nowoczesny parterowy budynek o bardzo pięknym frontonie i doskonale sharmonizowanych z nim werandach przedstawia się już na zewnątrz imponuąco. Ale wnętrze jest jeszcze piękniejsze. W hallu mieszczą się nowoczesne
szatnie, w których dzieci wieszają ubranka przebierając się w kostiumy gimnastyczne. Dalej są ubikacje ustępowe
i umywalnie, osobne dla dziewcząt i chłopców, wielka świetlica, kancelaria, gabinet lekarski oraz specjalny pokój dla niemowląt. Bardzo tu miło i słonecznie. Sprawia to sympatyczne urządzenie wnętrz i przyczyniają się do tego wielkie, bardzo wielkie okna.
Prace ziemne i budowlane kosztowały niewiele, bo 140 tysięcy złotych. Jest to rzeczywiście niewiele, jeśli się zobaczy, co za to zrobiono. Ile będzie kosztowało urządzenie wnętrz, które się jeszcze wykańcza, dotąd nie obliczono. W każdym razie zbudowano rzecz godną podziwu i uznania.
1390 DZIECI WPISANYCH
— Jak dotąd — informuje mnie uprzejma kierowniczka ośrodka, p. Machowiczówna — wpisano do ogródka 1390 dzieci. Przeciętna jednak dzienna frekwencja dzieci dochodzi do liczby 450, w co wlicza się również 8 drużyn pólkolonijnych, bo mamy je tu również. Zajęcia zaczynają się latem w dnie powszednie o 8-ej, a kończą się o 18-ej zimą trwają od 9 do 18, a niedziele i święta od 10 do 17-ej.
— A w jakim wieku są dzieci?
— Przyjmujemy dzieci w wieku od miesiąca do 14 lat. Matki, które n. p. pracują przywożą tu niemowlęta, które umieszczamy pod fachową opieką w pokoju dla niemowląt. Inne dzieci korzystają
z gier i zabaw oraz uprawiają gimnastykę.
— A jak jest z dożywianiem?
— Dożywiamy obecnie tylko dzieci z półkolonii i te otrzymują posiłek trzy razy dziennie, ale zamierzamy również
wprowadzić jednorazowe dożywianie dla dzieci, przychodzących do ogródka. Koszta dożywiania pokrywa w dwóch trzecich Urząd Wojewódzki, a w jednej Magistrat. Przeciętnie dziennie utrzymanie dziecka kosztuje około 42 gr. dziennie. Nie jest to zbyt mało, jeśli się uwzględni fakt, że chodzi o dożywianie masowe.
Udaje nam się często dawać obiady już nie z 2, ale i z 3 dań.
WYDATKI I OPŁATY
— Jeśli chodzi o personel, — ’ciągnie dalej p. kierowniczka — mamy 3 fachowe instruktorki, 8 drużynowych i 3 kucharki.
Wynagrodzenie jest mizerne, szczególnie jeśli chodzi o kucharki, które pobierają 20 zł. Opłaty, które pobieramy przy wpisie do ogródka, są jednak również bardzo niskie. Bezrobotni płacą jedynie 20 gr. wpisowego i już nic więcej, natomiast pracujący płacą 1 zł. wpisu i 1 procent poborów miesięcznie, przy czym ilość dzieci, uczęszczających z danej rodziny, nie wpływa już na podwyższenie tej stawki; nawet obniża się ją, jeśli chodzi o rodziny liczne i biedne.
— Czy dużo kłopotów ma pani z dziećmi?
— Wie pan, to zależy. Są dzieci grzeczne i niesforne, ale i te z czasem po dłuższym pobycie w ogródku nawykną do porządku. Zresztą niech pan sam z nimi pomówi, jak się tu czują.
DZIECI W SŁOŃCU
Na werandach, na placach gier, w kolumnadach - wszędzie pełno rozkrzyczanych i rozbrykanych chłopców i dziewczynek. Kąpią się i pluskają z ochotą w basenie na górnym tarasie, a potem
biegają w żarnych blaskach słońca. Wspinają się po specjalnych drabinach gimnastycznych, korzystają z przyjemnością 2 huśtawek i zjeżdżanek, grają na boiskach w koszykówkę czy szczypiorniaka,
lub wreszcie chronią się w cieniu kolumnad i śpiewają piskliwie, po dziecinnemu, lecz radośnie. Najmniejsze brzdące tarzają się z rozkoszą w piasku.
Najstarsi chłopcy, przyszłe sławy lekkoatletyczne Polski, urządzają zawody w skokach i rzutach.
Wyszły te wszystkie dzieci z mizernych mieszkań robotniczych, z baraków i lepianek dla bezrobotnych. Wyszły blade, anemiczne, wynędzniałe. Igrają tu radośnie w słońcu, wodzie i powietrzu.
Biegają rzeźkie, opalone i szczęśliwe.
Już dwunasta. Za chwilę dzieci dostaną obiad. Widać to po ożywieniu w gromadzie rozbrykanych bąków i po tęsknych spojrzeniach rzucanych w stronę kuchni.
„Repeciarze zawodowi" cisną się już do stołów, aby jak najprędzej „wsunąć" pierwszą porcję i od razu „zafasować" drugą.
— Jo chca jeść, proszę pani! — krzyczy jeden z bąków do przechodzącej drużynowej.
— Czekaj! Czekaj! Zaraz dostaniesz, — uśmiecha się drużynowa.
Stukają jeszcze przez chwilę niecierpliwie blaszanymi garnuszkami po stolach i wreszcie - jest! Pierwsze danie - zupa ryżowa. A potem będzie mięso.
— Smakuje ci, mały? — pytam małego chudeusza.
— Uhm, — mruczy napełnioną ryżem
buzią. — Jeszcze jak! Zarozki ida na drugo porcyjo.
— No, to smacznego!"
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj